Kontenerowa edukacja

Jeśli masz dziecko w wieku przedszkolnym, wiesz, jak trudno we Wrocławiu dostać miejsce w przedszkolu publicznym. Jeśli mieszkasz w jednej z tych prężnie rozrastających się nowych dzielnic Wrocławia, wiesz, że twoje dziecko nie będzie miało blisko do szkoły. Może się też zdarzyć, że nowy rok szkolny rozpocznie w drewnianym kontenerze. Kryzys edukacji i opieki we Wrocławiu jest efektem polityki, która jest konsekwentnie od wielu lat wdrażana przez władze miejskie.

Stosunek wrocławskich samorządowców do edukacji i opieki najlepiej wyraża Strategia „Wrocław w perspektywie 2020 plus” (oficjalny kierunek rozwoju Wrocławia sygnowany przez prezydenta Rafała Dutkiewicza). Strategia ta zakłada urynkowienie (prywatyzację) jak największej liczby usług publicznych i przerzucanie ich kosztów na jednostki i rodziny. Promuje prywatyzację służby zdrowia, mieszkalnictwa i edukacji. Oznacza to, że coraz częściej będziemy płacić za te usługi z własnej kieszeni. Taka polityka uderzy przede wszystkim w ludzi najbiedniejszych, poszerzając obszary ubóstwa i wykluczenia społecznego. Autorzy Strategii nie ukrywają, że sprawiedliwość społeczna i wyrównywanie szans nie są priorytetami politycznymi („odejście od dogmatu wyrównywania szans”). Jak widać, wizja rozwoju miasta podporządkowana jest neoliberalnej zasadzie: „Prywatyzuj zyski, koszta przerzucaj na społeczeństwo”. Priorytetem staje się zysk prywatnych inwestorów. Natomiast rozwój społeczny i podnoszenie jakości życia zwykłych mieszkańców i mieszkanek Wrocławia traktowane są jako sprawy drugorzędne.

Przez ostatnie 20 lat w obszarze edukacji i opieki władze miasta nieustannie prowadziły politykę cięć i przenoszenia kosztów edukacji i opieki na rodziców i pracownice/pracowników przedszkoli i szkół. Polityka ta związana jest z ograniczaniem praw obywatelskich oraz łamaniem praw pracowniczych.

W latach 1991-2007 Wydział Edukacji zlikwidował 36 przedszkoli, chociaż liczba dzieci w wieku przedszkolnym stale rosła. Po roku 2007 stało się jasne, że miejsc w przedszkolach jest za mało i trzeba jakoś ten problem rozwiązać – do roku 2011 utworzono tylko 4 nowe przedszkola. Jednocześnie miasto intensywnie promuje prywatne usługi oświatowo-opiekuńcze, które są dużo droższe, nic więc dziwnego, że sami rodzice preferują tańsze przedszkola publiczne. Co roku w okolicach czerwca (kiedy ogłaszane są wyniki naboru do publicznych przedszkoli) w Wydziale Edukacji zdesperowani i pozostawieni sami sobie rodzice protestują i domagają się innych rozwiązań. Jedyne, co mają wówczas urzędnicy do zaproponowania, to właśnie drogie usługi prywatne (nianie lub prywatne przedszkola) lub rozwiązanie problemu opieki w obrębie rodziny. W konsekwencji obowiązek opieki spada na kobiety, chociaż jest to ustawowy obowiązek gminy. Brak miejsc w przedszkolach publicznych powoduje, że matkom bardzo trudno wrócić do pracy. Takie działania uderzają przede wszystkim w samotne matki, które nie mogą liczyć ani na pomoc w sprawowaniu opieki nad dziećmi, ani na odpowiednie świadczenia socjalne, które pozwalałyby godnie przeżyć im i ich dzieciom.

Samorządowcy skarżą się na Kartę Nauczyciela*, a samym nauczycielom zarzucają, że „rujnują budżety gmin”. Co roku powtarza się problem braku miejsc w przedszkolach. Wrocław jako rozwiązanie tej sytuacji promuje otwieranie prywatnych placówek. Dla gminy to bardzo tanie rozwiązanie – nie musi stawiać i utrzymywać budynków przedszkoli/żłobków. Gmina zrzuca z siebie koszty i przerzuca je na rodziców, którzy płacą więcej, chociaż jakość opieki prywatnej jest niższa (oszczędza się na wszystkim – łącznie ze środkami czystości). Gmina nie musi się również martwić o przestrzeganie praw pracowniczych w prywatnych placówkach. Zatrudnieni tam nauczycielki i nauczyciele mają gorsze warunki pracy i nie są objęci gwarancjami zawartymi w Karcie Nauczyciela. W prywatnych przedszkolach łatwiej zatrudnić kogoś na „umowę śmieciową” (niedającą żadnych gwarancji socjalnych – w tym emerytalnych czy ubezpieczenia zdrowotnego), można narzucić więcej obowiązków i zintensyfikować pracę (np. na 1 opiekunce powierzyć 30 dzieci).

Rośnie również presja, by rodzice ponosili coraz więcej kosztów edukacji i opieki. Gmina ogłasza kolejne podwyżki opłat za przedszkola. Większość wrocławskich szkół zlikwidowała stołówki i przeszła na catering lub oddała stołówki prywatnym firmom, co spowodowało, że ceny posiłków wzrosły nawet o 100%, a szkolne kucharki straciły pracę. Gmina oczywiście zaoszczędziła na restrukturyzacji, ale teraz rodzice muszą dopłacić z własnej kieszeni za te usługi (np. w SP nr 72 w stołówce dotowanej przez gminę obiad kosztuje 3,30 zł, natomiast firma cateringowa wycenia obiad na 6,60 zł), a i tak na początku września rodzice stoją w wielogodzinnych kolejkach, by zapisać dziecko na listę obiadową.

Wrocław będzie w najbliższych latach potrzebował 15 nowych szkół podstawowych. Zamiast inwestycji w wysokiej jakości infrastrukturę edukacyjną miasto zaczyna forsować pomysły budowania kontenerowych szkół i przedszkoli.

Mieszkamy w mieście, które prześciga się w wydawaniu publicznych pieniędzy na prestiżowe imprezy sportowe, które w żaden sposób nie wpływają na podnoszenie jakości życia. Wrocław zadłuża się na milionowe kwoty, buduje stadiony i fontanny, i jednocześnie ogranicza wydatki na najbardziej podstawowe kwestie. Nasze miasto od lat jest pionierem zaniżania standardów w obszarze edukacji i opieki, przerzuca koszty na rodziców oraz pracownice/pracowników edukacji i opieki. Musimy przypomnieć politykom miejskim, jakie mają wobec nas zobowiązania. Nie dajmy sobie odebrać naszych praw obywatelskich!

*Karta Nauczyciela to ustawa, która reguluje m.in. stosunki pracy w szkolnictwie publicznym.