Kto zapłaci za Euro?

Organizacja Euro 2012 jest przedstawiana przez władze i media jako wielki sukces. Polityka miejska miast gospodarzy przez kilka ostatnich lat skoncentrowana jest na organizacji mistrzostw. Koszt wrocławskiego stadionu cały czas rośnie, a wynosi już kwotę ponad 900 mln zł – jest to wydatek bliski 1/3 rocznego budżetu Wrocławia, jednak stanowi tylko część kosztów organizacji mistrzostw. Taka inwestycja wiąże się z wielkimi wyrzeczeniami i nowymi zobowiązaniami, jak wzrost długu publicznego. Organizacja Euro nie była decyzją demokratyczną – nie było referendum ani nawet rzetelnych konsultacji społecznych w potencjalnych miastach gospodarzach. Czy obiecywany sukces jest w ogóle realny? Czy wszystkie mieszkanki i mieszkańcy miasta skorzystają na tym wydarzeniu?

Najlepszym sposobem na sprawdzenie tego, jakie zyski i straty przynoszą wielkie wydarzenia sportowe, jest przyjrzenie się podobnym imprezom w przeszłości. Okazuje się, że takie wydarzenia niemal zawsze przynoszą więcej strat niż zysków! Spodziewane korzyści to wynik całego szeregu błędnych szacunków. Pierwszym z nich jest oczekiwana liczba turystów – okazuje się, że wielkie imprezy sportowe, jak mistrzostwa piłkarskie czy olimpiady, wiążą się raczej ze spadkiem ogólnej liczby turystów. Samo wydarzenie w określonym miejscu i czasie rzeczywiście przyciąga dużą liczbę turystów, jednak powoduje spadek ruchu turystycznego w następnych sezonach i innych miejscach w danym regionie. Dodatkowo takie wielkie wydarzenie „odstrasza” turystów, którzy nie są zainteresowani sportem oraz samych mieszkańców i mieszkanki, którzy wyjeżdżają z miasta na czas imprezy. Ostatnie doniesienia prasy mówiące o tym, że do Wrocławia przyjedzie tylko 1/3 oczekiwanych kibiców potwierdzają te wnioski.

Analizy wskazują również na przeszacowanie spodziewanych zysków przedsiębiorstw w miastach gospodarzach. Chęć zysku oparta na – zwykle błędnym – założeniu, że zwiększy się ilość klientów, powoduje zwiększenie cen. To z kolei sprawia, że rosną koszty prowadzenia biznesu – szczególnie małych czy średnich firm. Naiwne są też oczekiwania władz miejskich, co do zainteresowań i zamożności kibiców piłki nożnej – nie będą oni korzystali z drogich restauracji, nie będą zwiedzać muzeów i galerii Wrocławia. Największe zyski w zakresie gastronomii osiągną zapewne korporacyjne fast foody, tanie i mające najlepszą promocję. W zakresie zakwaterowania – nieliczne hotele goszczące elity mistrzostw: piłkarzy, dziennikarzy, biznesmenów, polityków oraz liderów organizacji sportowych. Zarobią na tym właściciele, a nie zwykli pracownicy, którzy będą mieli po prostu więcej obowiązków. Analizy wynagrodzeń w krajach-organizatorach wielkich imprez sportowych, jak Włochy, Portugalia czy Holandia, nie wykazują istotnego wzrostu wynagrodzeń w okresach przed wydarzeniem i w roku wydarzenia.

Innym problemem jest zwykła nieudolność (lub nieodpowiedzialność) instytucji publicznych odpowiedzialnych za planowanie i inicjacje inwestycji w imprezę. Zmniejszenie kosztów (bo na zyski nie warto nawet liczyć) jest możliwe tylko dzięki wielofunkcyjności zbudowanych obiektów – w przypadku Wrocławia (i innych miast gospodarzy) nie ma o tym mowy: stadiony nadają się tylko do piłki nożnej i wybranych imprez rozrywkowych (jak wielkie koncerty), a duża część infrastruktury przyda się tylko w czasie Euro 2012. Koszty obiektów nie znikną po imprezie. Roczne utrzymanie stadionów to kilkanaście milionów złotych, dochodzi do tego obsługa zadłużenia związanego z budową. Wiele miast na świecie (w Portugalii, Grecji czy Chinach) ma już podobny problem po olimpiadach i mistrzostwach piłkarskich: stadiony przynoszą straty, niekiedy muszą być rozbierane (co też kosztuje).

Wynikiem nieodpowiedzialności władz i organizatorów jest właśnie brak rzetelnych informacji i zaniżanie kosztów całego wydarzenia. Z jednej strony, propaganda: duże inwestycje, jak budowa stadionów czy całych węzłów komunikacyjnych niemal zawsze kosztują więcej niż się planuje, a ujawnienie rzeczywistych kosztów i zysków na pewno wywołałoby sprzeciw. Z drugiej strony, wiadomo od dawna, że wysokość poniesionych kosztów zależna jest od istniejącej już infrastruktury i doświadczenia w podobnych inwestycjach – Polska nie ma ani jednego ani drugiego. W przeciwieństwie do np. USA, Niemiec czy Szwajcarii, gdzie straty poniesione na wielkie imprezy sportowe były stosunkowo niskie. Zależność jest taka, że im kraj (lub miasto) biedniejszy, tym koszty wyższe. Dla przykładu zbudowany w 2005 r. stadion w Monachium jest znacznie większy niż ten warszawski, a kosztował dużo mniej – 1,3 mld zł (a nie 1,9 mld zł). Odpowiedzialne władze powinny rzetelnie informować obywateli o takich wydatkach. Dlaczego jeszcze przed decyzją o organizacji nie wiedzieliśmy, że jest to tak kosztowna i ryzykowna inwestycja? Doświadczenia innych krajów są takie same – dlaczego powiela się te same błędy?

Problemem jest kulejąca demokracja – poważne decyzje są podejmowane ponad głowami obywateli i obywatelek. Dzisiaj największy wpływ na politykę miast ma biznes i paru polityków. Impreza złożona z 3 meczy kosztować będzie miasto ok. 20 mln zł! Władze próbują nam wmówić, że mistrzostwa to rozrywka dla wszystkich mieszkańców. W Polsce jednak aż 62% ludzi w ogóle nie uczestniczy w żadnych wydarzeniach sportowych, a Miasto Wrocław dostało od organizatorów tylko 210 darmowych biletów! Na Euro 2012 zyska kilka prywatnych instytucji: właściciele firm przewozowych, hoteli i restauracji, deweloperzy, politycy a przede wszystkim właściciel marki i praw do emisji meczy – UEFA. Ta ostatnia zarobi najwięcej – wg szacunków ok. 1,5 miliarda euro czyli 4 razy więcej niż koszt Stadionu Narodowego!), a przy tym nie zapłaci żadnego podatku od tych dochodów! Natomiast wszystkie koszty tej nierentownej imprezy poniosą instytucje publiczne, czyli w rzeczywistości – my wszyscy. Konsekwencją inwestycji są cięcia budżetowe, zamrożenie wynagrodzeń i inwestycji w dobra publiczne, czy zwiększone opłaty (we Wrocławiu wzrosną niedługo opłaty za transport publiczny i opłaty komunalne).