“Nie traktują nas poważnie”

Wywiad z Katarzyną, pracownicą żłobka publicznego, która od ponad 30 lat opiekuje się dziećmi wrocławianek.

Jakie są warunki pracy opiekunek wrocławskich żłobków publicznych?

Jest coraz więcej dzieci. W naszym żłobku zostały stworzone czterdziestoosobowe grupy. To zmieniło się ostatnio. Aby jak najwięcej dzieci mogło przychodzić, wymyślono, że można zlikwidować sypialnie. Kiedyś sala zabaw i sypialnia z łóżeczkami na stałe były osobno. Teraz są dwie sale zabaw, a w godzinach leżakowania musimy rozłożyć te 30 parę leżaków i robimy z nich dwie sypialnie. Mamy dodatkową pracę z tymi leżakami. Niby nie jest to takie ciężkie, ale jak to będzie za klika lat, gdy wiele z nas będzie miało 60 lat?

Jak taka liczba dzieci wpływa na waszą sytuację?

Teraz na grupie mamy zazwyczaj 35 dzieci. Wcześniej chodziło mniej niż 30. Jest więc jeszcze głośniej. Nie jest lekko, sale są małe. Może jest więcej przestrzeni do zabawy i spania, ale jadalnia i łazienka są takie same. A za dwa lata ma być remont, żeby jeszcze więcej dzieci się zmieściło. W innych żłobkach jest po 45, a nawet 50 dzieci. Ale nie ma mowy o nowych żłobkach. Tylko powiększają stare, próbują upchać jak najwiecej dzieci.

Że dzieci jest za dużo czujemy zwłaszcza podczas jedzenia czy toalety. Wprawdzie zatrudniono dodatkowe opiekunki, więc jest nas 5, ale w praktyce często któraś nas choruje, bo od dzieci łatwo się zarazić. W takich sytuacjach jest nas za mało, czasem zostaje nas trójka, wtedy to jest koszmar.

To znaczy, że odbija się to na waszym zdrowiu?

Tak, to ciężka praca. Ja na przykład mam cały czas chrypkę, non stop boli mnie gardło. Właściwie to większość z nas ma problemy z gardłem. To jest choroba zawodowa, ale nikt tego nie uznaje. W ogóle to ja nie mogę wyobrazić sobie, jak to będzie za 10 lat, przed emeryturą, bo jeszcze wtedy będe pracować. A może nie będę, już grożą nam, że znowu nadchodzi niż demograficzny! I znowu będą likwidować żłobki. A przeciez jest ich stale za mało!

Jakie są wynagrodzenia w żłobku publicznym?

Ja zarabiam 2200 zł na rękę, bo mam długi staż, ale młodsze opiekunki dostają tylko 1500 zł.

Choć mamy więcej pracy, nasze zarobki wcale nie wrosły. Rok temu była “podwyżka”, śmieszne 62 zł! A wcześniej przez wiele lat nic. Pracujemy więcej niż kiedyś. Przed reformą [tzw. “ustawą żłobkową” z 2011 r. – red.] jako opieka zdrowotna pracowałyśmy 7 i pół godziny, a teraz jako pracownice miejskie 8 godzin, a wynagrodzenia nie wzrosły. Upominamy się o to, ale nie było żadnych normalnych podwyżek. Zamykano nam buzie nagrodami. Raz w roku dostajemy 1400 zł i od dwóch lat 100 zł miesięcznie. Mam też koleżanki pracujące w prywatnych żłobkach. I tam jest jeszcze gorzej. Opiekunki zarabiają mniej niż my, a często pracują dłużej. A to jest przecież bardzo odpowiedzialna praca. To są dzieci. Rodzice mają duże oczekiwania, ale oni chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak mało zarabiamy. W dodatku będzie założony monitoring. To znaczy, że nam się nie ufa. Nie traktują nas poważnie.

Co trzeba zmienić?

No, oprócz podwyżek, przydałoby się więcej żłobków. Widać, że są potrzebne rodzicom. A grupy powinny być mniejsze, a nie coraz większe. Jakbyśmy miały 25 dzieci, nawet na 4 opiekunki, byłoby więcej miejsca dla dzieci, lepsze warunki dla nich i dla nas.