Władze miejskie lubią nazywać Wrocław miastem spotkań. Niestety adresatem tego pięknie brzmiącego hasła jest ściśle określona zbiorowość. Jak można wyczytać ze strategicznego dokumentu „Wrocław w perspektywie 2020plus”, zaproszenie do spotkania skierowane jest do osób majętnych, mobilnych i dobrze wykształconych. Władze miejskie chciałyby aby właśnie takie osoby osiedlały się w reprezentacyjnym centrum miasta, najlepiej w miejsce ludzi mniej zamożnych zamieszkujących lokale położone w kamienicach. Posługując się językiem pełnym pogardy dla mniej majętnych osób jednocześnie zabiegając o tych bogatszych, miasto dzieli mieszkańców na lepszych i gorszych.
Przez dziesiątki lat mieszkalnictwo komunalne, tak jak i inne dobra wspólne, było pomijane w priorytetowych zadaniach budżetowych, w związku z czym jego stan ulegał degradacji. Obecna retoryka miasta skłania się do obarczania winą za zły stan zasobu samych mieszkańców mieszkań komunalnych (przypomnijmy, że średni wiek kamienicy miejskiej to 99 lat!). Mimo, że miasto nie czuje się współodpowiedzialne za skalę zniszczeń budynków komunalnych, poczuwa się do dysponowania zasobem jak prywatną własnością, realizując politykę likwidacji miejskiego zasobu mieszkaniowego uważając go za anachroniczną formę własności. Przy tej okazji nasuwa się pytanie: kto ma większe prawo do władania mieszkaniem komunalnym? Lokator, mieszkający od lat w lokalu który, nie rzadko remontował z własnych środków czy też władze miejskie zarządzające mieniem w imieniu mieszkańców? Niestety obrany przez miasto kurs polityki jednoznacznie wskazuje, że to władza jest dysponentem. Ogromne zastrzeżenia budzą środki, przy pomocy których miasto zarządza zasobem. Przykładem nadużyć względem lokatorów mieszkań komunalnych jest sposób w jaki potraktowano w ubiegłym roku mieszkańców i mieszkanki jednej z nadodrzańskich kamienic. Lokatorzy i lokatorki do dzisiaj nie wiedzą dlaczego postanowiono ich wykwaterować. Miasto rozpoczęło generalny remont kamienicy w której zamieszkiwali nie zapewniając im odpowiednio wcześniej lokali zamiennych. Gdy wyprowadzała się ostatnia z rodzin, na klatce nie było prądu, remontowano dach a robotnicy niemal przewiercali się już do ścian mieszkania. Po remoncie dotychczasowi mieszkańcy do kamienicy już nie wrócą. Przebieg procesu wykwaterowania przypomina czyścicielskie praktyki przestępczych właścicieli kamienic.
Wrocławski magistrat, w przywoływanej powyżej strategii, postuluje konieczność zapewnienia różnorodnej oferty mieszkaniowej ze względu na zróżnicowane możliwości finansowe mieszkańców. W praktyce jednak postulat ten nie jest realizowany czego najlepszym dowodem jest systematyczne zmniejszanie zasobu mieszkań komunalnych. Miasto chce pozostawić w swoich rękach jedynie mieszkania socjalne, z przeznaczeniem dla osób najuboższych. Zrzeka się natomiast odpowiedzialności zapewnienia taniego dachu nad głową nam wszystkim, w tym tak licznym w naszym mieście pracującym biednym, których nie stać na wynajem, a tym bardziej kupno mieszkania na wolnym rynku. Dla wielu ludzi mieszkania komunalne stanowią więc jedyną rozsądną alternatywę. Taka polityka jest rozpowszechniona w krajach, w których mieszkania są znacznie bardziej dostępne, jak w Niemczech.
Mieszkanki i mieszkańcy Wrocławia otrzymują od władz miejskich wyraźny sygnał: nie chcemy dłużej zarządzać polityką mieszkaniową, niech zajmą się tym deweloperzy; nam zależy na zyskach i prestiżu. W ten sposób zrzucają z siebie koszty mieszkalnictwa, co nazywają „oszczędzaniem”, a zarazem nabijają kieszeń prywatnych firmy. Powoduje to, że finansowy ciężar kupna i utrzymania mieszkania zostaje jeszcze bardziej zepchnięty na barki ludzi, co najsilniej odbija się na dochodach najuboższych. Jest to przykład neoliberalnej polityki mieszkaniowej: miasto ma funkcjonować jak firma – zyskiwać na sprzedaży mienia lub oszczędzać na tym, co z tego mienia jeszcze zostało. Ludzie są tu nie istotni – muszą poradzić sobie sami. W dodatku, język jakim posługują się najbardziej reprezentatywni urzędnicy jest krzywdzący w stosunku do osób o niskich dochodach i potęguje wrogość jednych zbiorowości społeczeństwa wobec drugich. Dlatego potrzebna jest też społeczna kontrola działań politycznych. Nie pozwólmy sobie wmówić, że mieszkanie powinni mieć, ci, którzy odpowiednio na to zapracują, podczas gdy na pracę zawodową bądź prace domowe poświęcamy prawie cały swój czas! Nie wierzmy miejskim urzędnikom, kiedy mówią, że gminnych mieszkań brakuje podczas gdy tak wiele jest wokół nas niezamieszkanych pustostanów! Każdy i każda z nas ma prawo do mieszkania, dziś na nowo musimy o to prawo walczyć!